środa, 25 września 2013

68. Mgła nad miasteczkiem

Czy kto mi odpowie, dlaczego wraz z upływem lat wzrasta przyspieszenie, pęd i moment obrotowy a jednocześnie następuje stopniowy rozkład masy ciała? Niby jednemu z drugim nie po drodze, a jednak…
Może dlatego kurczowo chwytam się czasu i wiem, że czas ten zaprzepaszczam. I tylko nocą spowalniam procesy metaboliczne, choć i tak on płynie, ucieka, goni za czymś.
W każdym bądź razie próbuję jedynie w wyobraźni swojej chorowitej zatrzymać czas, a to nie łatwe, o nie. Marzy mi się taka mgła nad miasteczkiem, tak lepka i nieprzenikniona, że za skarby świata nie dostrzeżesz ruchu powietrza, a i na światła latarń nie licz, bo parą wodną okryte, jak oczy łzami, zaledwie błyszczą, lecz nie rozświetlają mlecznego półmroku.
Nie byłbym sobą, gdyby przy tej okazji zapanowania nad czasem, nie wyobraził sobie galicyjskiego lub mazowieckiego miasteczka, którego punktem przecięcia się osi współrzędnych jest kamienisty ryneczek, zabudowany kamieniczkami, koniecznym ratuszem oraz kościołem na przeciwległym biegunie. Na cztery strony świata rozchodzą się cztery uliczki z niższą niż na rynku zabudową. Kamieniczki mieszczą w swym wnętrzu warsztaty rzemiosł wszelakich, sklepiki i kafeterie, składziki, szynki fryzjernie, ciastkarnie i fryzjernie. Jest też hotelik bez portiera, zakład pogrzebowy; tudzież przychodnia, kramik z gazetami, książnica i tak dalej i dalej, miasteczko rozlewa się na młodsze przedmieścia, pojawiają się czynszowe kamienice i bloki i konstrukcje fabryczne, dalej park, boisko sportowe, nawet kino i amfiteatr na wzgórzu. Przesadnej nowoczesności brak, bo też i miasteczko jakby w farmakologicznej śpiączce od lat trzydziestu, czterdziestu, a może i więcej uśpione.
Można powiedzieć, że miasteczko jest samowystarczalne: wszystkie potrzebne rzeczy tu kupisz i sprzedasz, zobaczysz i pokażesz.
W takim miejscu jak to nie ma sensu liczyć czasu; tu czas zaprzyjaźnia się z człowiekiem, a człowiek o człowieku wie wszystko, może nawet więcej niż potrzeba.

I jeśli nawet nad takim miasteczkiem zalegnie mgła, tak lepka i nieprzenikniona, że za skarby świata … zobaczysz przez ten mleczny kożuch… zobaczysz sens.

niedziela, 22 września 2013

67. A ty z tej próżni...

Kolejna przygoda ze słowem pisanym rozpoczyna się w pewnym pensjonacie, do którego zmierzają podróżni, albowiem gdzieś na jednym ze wzgórz pojawiła się Tajemnica. Pozostańmy przy tej niewiele mówiącej nazwie. Opiszmy odrobinę szerzej, nie zdradzając szczegółów, których, być może, nigdy nie poznamy. Coś zafascynowało tych ludzi. Wieść gminna doniosła, rozpowszechniła, że warto i należy udać się w to miejsce. I przychodzą, przyjeżdżają samotnicy, pary, rodziny, mniej lub bardziej sformalizowane grupy, a pensjonat wraz z „przydatkami” zaczyna pękać w szwach. I każdy z nich czeka. Na cud? Na objawienie? Na możliwość przekonania się? Są też intryganci, którzy za wszelka cenę będą się starali „upiec własna pieczęć popularności”. Czym to się skończy? Czy w ogóle się skończy?

Skojarzenia z „Zamkiem” Kafki są do zaakceptowania. Surrealistyczna rzeczywistość i tajemniczość. „Czekając na Godota” Ionesco to równie poprawny trop. A jeszcze „Dziewczyna” Leśmiana, której wyjątek ma stanowić motto tej opowieści: „A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?”