Dystyngowana
kobieta, dostatecznie ładna, aby móc zwrócić ku niej wzrok na ulicy, ciepła na
tyle, aby czuć się w jej obecności swojsko i familiarnie, kroczy obok swego
męża, oddaje się przyjemności spacerowania po uliczkach ni to miasteczka, ni to
wsi. I ten spacer nie męczy jej. Można przejść wszystkie cztery, no może pięć
ulic i nie poczuć zmęczenia.
W
miasteczku jest kościół. Jego pochylona wieża góruje nad niskimi dachami domów
z ciemnoczerwonej cegły. Kościół jest niezamieszkały, zamknięty na klucz w dni
powszednie i jedynie w niedziele odżywa skromną modlitwą, mszą, na której
pojawiają się nieliczni, najczęściej starzy ludzie. Merostwo skromne; mieści
się w budyneczku niewiele większym od przeciętnej kamienicy. Jest tu tak cicho
jak w muzeum, a sekretarka przypomina bardziej sprzątaczkę, aniżeli
urzędniczkę.
Pomyślano
też o turystach. Obok kościoła, w budynku przerobionym ze stodoły (w każdym
bądź razie z budynku gospodarczego) przygotowano kilka pokojów, na parterze i
na piętrze, które latem pełnią funkcję pomieszczeń hotelowych; w pozostałe
miesiące roku mieszkają w nim uczniowie z pobliskiej szkoły. Hostel jest
ogrodzony i jego interior stanowią boiska do gry w piłkę oraz rekreacyjna łąka
przylegająca do strumyka zatamowanego groblą, rozlał się w niewielki, niezwykle
czysty, zarybiony staw.
Mieszkańcy
cieszą się ze swoich skromnych atrakcji, do których należy też niewielki plac
targowy, a w jego centrum wzniesiono monument w formie tablicy upamiętniającej bohaterów
pierwszej światowej wojny.
Bohaterowie
to zwykle ci, którzy nie dożywają końca wojny. (...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz