4.
W pewnej sanatoryjnej miejscowości, na ławeczce przed kwietnym gazonem, gdzie kuracjusze przepędzali czas wchłaniając w płuca drobinki nasączonej solami pary wodnej, Adam K. napotkał naukowca. Starożytna ta postać (należy w tym miejscu wierzyć współlokatorom zdrojowego domu) składała się w ogromnej większości mózgu i kruchych a cienkich kości. Niedomiar tłuszczu i wody w wątłym ciele profesora, czynił zeń godną pożałowania efemerydę człowieka, który wbrew naturze zamieszkuje jeszcze Ziemię, nie zaś podziemną krainę szczęśliwości zwaną przez Ateńczyków Hadesem. Profesor, wbrew niecnej, słabowitej posturze, która raczej skłaniała do przypuszczeń, że nie zdoła z siebie wykrzesać dźwięków mowy, w kontaktach z ludźmi nader był gadatliwy i skłonny do wysłuchiwania interlokutorów, jakich spotykał w miasteczku zdrowia. Tedy, po wymienieniu ukłonów na owej ławeczce wystawionej na słoneczne promienie z Adamem K. zaintrygowała go opowieść bohatera o jego daremnym dotąd poszukiwaniu nowego życia. Można powiedzieć, że opowieść Adama K., jaką przedstawił, stała się dla staruszka nie lada wyzwaniem, wyzwaniem dla uprawianej przezeń nauki. Zamienił się na chwil parę w słup soli i pogrążył we własnym jestestwie tak bezgranicznie, że kiedy nagle przemówił, tymczasowy współwłaściciel ławeczki aż podskoczył na niej z przestraszenia.
W pewnej sanatoryjnej miejscowości, na ławeczce przed kwietnym gazonem, gdzie kuracjusze przepędzali czas wchłaniając w płuca drobinki nasączonej solami pary wodnej, Adam K. napotkał naukowca. Starożytna ta postać (należy w tym miejscu wierzyć współlokatorom zdrojowego domu) składała się w ogromnej większości mózgu i kruchych a cienkich kości. Niedomiar tłuszczu i wody w wątłym ciele profesora, czynił zeń godną pożałowania efemerydę człowieka, który wbrew naturze zamieszkuje jeszcze Ziemię, nie zaś podziemną krainę szczęśliwości zwaną przez Ateńczyków Hadesem. Profesor, wbrew niecnej, słabowitej posturze, która raczej skłaniała do przypuszczeń, że nie zdoła z siebie wykrzesać dźwięków mowy, w kontaktach z ludźmi nader był gadatliwy i skłonny do wysłuchiwania interlokutorów, jakich spotykał w miasteczku zdrowia. Tedy, po wymienieniu ukłonów na owej ławeczce wystawionej na słoneczne promienie z Adamem K. zaintrygowała go opowieść bohatera o jego daremnym dotąd poszukiwaniu nowego życia. Można powiedzieć, że opowieść Adama K., jaką przedstawił, stała się dla staruszka nie lada wyzwaniem, wyzwaniem dla uprawianej przezeń nauki. Zamienił się na chwil parę w słup soli i pogrążył we własnym jestestwie tak bezgranicznie, że kiedy nagle przemówił, tymczasowy współwłaściciel ławeczki aż podskoczył na niej z przestraszenia.
- Mam na
to sposób, mój przyjacielu, abyś zaczął swe życie od nowa – powiedział
skrzekliwym głosem – musisz jedynie mi przyrzec, że nikomu nie wyjawisz tego,
co zobaczysz i przeżyjesz w moim domowym laboratorium.
- Cóż mi
szkodzi milczeć – obruszył się Adam K. – i cóż kogo obchodzi to, co trzymasz
tam u siebie w domu?
- Mylisz
się, mój przyjacielu. Gdyby dowiedziano się o moim epokowym odkryciu, o
urządzeniu jakie tworzyłem przez lata, aby dzięki niemu udowodnić prawa
rządzące czasem, marny byłby mój los, bo jedni wtrąciliby mnie do pomieszczenia
bez klamek, inni gremialnie wykorzystywaliby mój wynalazek do zawładnięcia cała
planetą i zdobycia władzy nad ludźmi. Widzę jednak, że jesteś w prawdziwej
potrzebie i zależy ci na zmianie. W dodatku twoja opowieść, choć streszczona do
najwęższych granic, ujęła mnie, więc zapraszam cię za dwa tygodnie do siebie.
Będziesz miał okazję jako pierwszy skosztować mojej teorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz