poniedziałek, 1 lipca 2013

56. List do Rabbiego

A mnie to się właśnie przydarzyło – powiedział do siebie i zanotował. Podsumował tym zdaniem opowieść i jeszcze raz przewrócił kartki notatnika, powracając do samego początku. Skupił się na starannym odczytywaniu pisma, poruszając wargami i tylko nie wydobywał z siebie dźwięku.
„Piszę do ciebie Rabbi, bo już nie jestem w stanie przesyłać czytelniejszych sygnałów, że dzieje się coś nie tak. Niby wszystko jest na swoim miejscu, a przecież jest inaczej, niż mogłoby być i niż być powinno. Czuję ogromne zawstydzenie (może dlatego nie potrafiłem wyrazić tego, co czuję wprost i uciekałem się do sztuczek wypowiadania jedynie samogłosek, co czyniło moją mowę niezrozumiałą). Brak możliwości pomocy samemu sobie to przyznanie się do błędu, do utraty kontroli nad swoimi myślami, nie mówiąc już o uczynkach. Czuję się jak rzucający się w przepaść samobójca, który w połowie drogi odkrywa, że nie uczynił wszystkiego, aby odwrócić swój los. Tymczasem traci już wysokość i nie jest w stanie poderwać się do lotu zanim roztrzaska się o twarde podłoże ziemi. Wydaje mi się, że jesteś, Rabbi, jedynym z żyjących, który ma własne skrzydła i jeśli zechcesz, podasz mi je przed upadkiem i uniesiesz bezpiecznie, przywracając życiu. To może nawet lepiej, Rabbi, że dzieli nas tysiące mil, nic o sobie nie wiemy i należymy do innych światów. Potrzebne jest mi takie obiektywne przetrzepanie skóry, impuls, inne spojrzenie na sprawy, które przygniotły mnie i nie pozwalają unieść głowy…”
Kiedy wysłał list poczuł ogromną ulgę, która jednak bardzo szybko ustąpiła jątrzącemu umysł oczekiwaniu na odpowiedź.

2 komentarze:

  1. -- bo łatwiej jest szukać zrozumienia u innych obcych... bo oni rozumieją.... choć to tylko złudna teoria...ale pomaga...

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator1 lipca 2013 23:50

    Może coś w tym jest? Może obcy mają więcej cierpliwości? Może traktują naszą "spowiedź" jak swego rodzaju osobliwość...?
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń