Przejeżdżałem. Secesyjna kamienica, solidna, z
wejściową bramą, za którą niewielki ogród, może nie ogród a połać ziemi
porosłej starannie wypielęgnowanymi wieloletnimi kwiatami i krzewami róż
kwitnącymi od czerwca do września. Wchodząc do środka należało unieść rękę na
wysokość głowy, aby pochwycić rzeźbioną klamkę. Drzwi otwierały się dostojnie,
patetycznie, bezgłośnie. Wnętrze budowli było świątynią nauki. Pamięć odmówiła
posłuszeństwa jeśli chodzi o lokalizację poszczególnych sal.
Tęsknota i niespełnienie. Słyszę jeszcze ten głos;
„Obyś nie żałował. Będziesz żałował”. I żałowałem, żałuję, będę żałował. Rozstanie
z uczelnią odbyło się po angielsku i trzeba było czekać wiele lat, zanim
ponownie odebrałem nauki.
Jest kilka takich miejsc, które pamiętam. Biblioteki,
teatry, kina, kościoły, parki, antykwariaty, księgarnie, muzea, tramwaje, areny
sportowe.
Wydaje mi się, że poznaję niektórych ludzi. Część
z nich istnieje jedynie w mojej pamięci. Posnęli snem wiecznym. Pamiętam też
miejsca, w których jadłem najlepsze rurki z bitą śmietaną, smakuję wodę sodową
ze saturatora, wodę z sokiem malinowym.
W jednej chwili miasto, które na pewien czas mnie
przytuliło i o którym jeszcze nie raz napiszę, przeniosło mnie wstecz, w moją
durną młodość. Nadziwić się nie mogę, jak zdołałem bezpiecznie przejechać przez
połowę miasta, kiedy wszystkie moje zmysły zaangażowane były w odkrywanie
przeszłości.
Pięknie to napisałeś!
OdpowiedzUsuńOj, oj, dziękuję, aczkolwiek jednym tchem pisane słowa, jakoś tam sklejone w zdania, mogąż być piekne?
OdpowiedzUsuń