niedziela, 23 czerwca 2013

50.

W samotności, z boku na bok, przewracam się, a jeszcze wczoraj opóźniałem powrót do domu. Wyczytuję wiersze Różewicza, ale jakoś niezdarnie chwytam za rogi sens. Już drugą noc za oknem pomruki burzy. Ktoś gniewa się na mnie, że jestem ojcem pod specjalnym nadzorem, potrzebującym pomocy, i to już. A kiedy się obudzę i spojrzę przez okno, przestrzeń zaokienna wypełni się pojedynczymi egzemplarzami ludzi-sąsiadów nie istniejących dla mnie. Mogę, dajmy na to, kierować w ich stronę swój wzrok i nie widzieć jak poruszają się względem mnie, wokół, przy, obok, naprzeciwko, na wprost. To dziwne uczucie, kiedy bezpośrednio przed zaśnięciem górna powieka skleja się z dolną i odczuwam wewnątrz oczodołu ziarna piasku. A piasek przelewa się przez palce jak życie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz