W samotności, z boku na bok, przewracam się, a
jeszcze wczoraj opóźniałem powrót do domu. Wyczytuję wiersze Różewicza, ale
jakoś niezdarnie chwytam za rogi sens. Już drugą noc za oknem pomruki burzy.
Ktoś gniewa się na mnie, że jestem ojcem pod specjalnym nadzorem, potrzebującym
pomocy, i to już. A kiedy się obudzę i spojrzę przez okno, przestrzeń zaokienna
wypełni się pojedynczymi egzemplarzami ludzi-sąsiadów nie istniejących dla
mnie. Mogę, dajmy na to, kierować w ich stronę swój wzrok i nie widzieć jak
poruszają się względem mnie, wokół, przy, obok, naprzeciwko, na wprost. To
dziwne uczucie, kiedy bezpośrednio przed zaśnięciem górna powieka skleja się z
dolną i odczuwam wewnątrz oczodołu ziarna piasku. A piasek przelewa się przez
palce jak życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz