„Można kochać matkę, córkę, można kochać przyrodę,
ojczyznę… jak to oni mówią? ja kocham mieć pieniądze, samochód. Zło idzie z
tego, że im pomyliły się słowa… oni żyją w sztucznym świecie, ich świat jest
złożony z kolorowych okładek, z fotosów, z głupich piosenek, ze sztucznego
światła, ze sztucznych obrazów. Bieda w tym, że oni nie odróżniają ani drzew,
ani ptaków…”
Niemal 50 lat temu w „Mojej córeczce” pisał tak Różewicz.
Niemal 50 lat później mógłbym dopisać dalszy ciąg. Niewiele się zmieniło. Coś
się pomyliło ludziom.
Pokolenie Różewicza odetchnęło po wojnie.
Wydawałoby się, że skoro podniosło się z gruzów stolicę, to podobnie można „podnieść
siebie” z ruin i zacząć wychowywać przyszłe pokolenie, aby nie zaznało ran, z
których trzeba się leczyć.
Moje pokolenie odetchnęło po „niesłusznym”
ustroju, lecz cały czas się myli. Kocha coraz więcej rzeczy i zaczyna nie odróżniać
drzew od ptaków (to wyższy stopień błędu).
Aby nie było pomyłek, cały czas trzeba nadawać
właściwe imiona i rzeczom, i zwierzętom, i ludziom, i ich uczynkom. Bo przecież
Pan nakazał….
„I Pan Bóg, który utworzył z ziemi wszystkie
dzikie zwierzęta, i całe ptactwo nieba, przyprowadził je do człowieka, aby
zobaczyć, jak je nazwie. A jak człowiek nazwie każdą żywą istotę - taką będzie
jej nazwa. Więc człowiek nadał nazwy całemu bydłu, ptactwu nieba i wszelkiemu
dzikiemu zwierzowi; ale nie znalazł pomocy dla człowieka, dla niego
odpowiedniej.” [1 Mojż. 2:19-20.]
Jak przywrócić sens słowom? W jaki sposób udowodnić,
że nie wszystko, co się świeci, jest złotem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz