poniedziałek, 3 czerwca 2013

38. Konwersacja niezrozumiała

Wezbrane fale ciężkich, niskich nocnych chmur zgotowały ulewę, a sążniste podmuchy wiatru nagle odcięły nas od elektryczności. Psy wpuszczono wcześniej do sieni – wtuliły się w swoje gorące i drżące ciała, przywierając do zamkniętych drzwi. Cała rodzina skupiła się w największym pokoju, gdzie przyjmowano od święta gości, a w dniach powszednich schodzono na obiad. W tym pomieszczeniu kluczowym miejscem był kominek, w którym palono, głównie w dni chłodne i pochmurne. Tego dnia, parnego i ciepłego, rozpalono ogień w kominku raczej dla zabawy i poprawy nastroju. Po wyłączeniu prądu okazało się, że płonące na ruszcie sosnowe polana jako jedyne ogniska, dostarczały niezbędnej w takich okolicznościach jasności. Burza narastała i trzeba było wziąć w karby młodzież, zająć jakim dobrym a pożytecznym słowem, aby gromy z błyskawicami wydawały się mniej groźne.
Każda rzecz przykra ma swój kres (oby!!!) i jeszcze tej nocy otwarto okna a ja z gospodarzem siedliska obeszliśmy zagrodę, zaglądając we wszystkie te miejsca, gdzie przebywały udomowione stworzenia. Poza spadłymi fragmentami gałęzi z pobliskich drzew nie odnotowaliśmy strat po przejściu nawałnicy i wróciliśmy do domu.
Przed snem, przy tlących się jeszcze polanach w kominku, przy lampce wina zapytałem gospodarza, czy moja obecność nie staje się dokuczliwa i czy nie zakłóca ona porządku dnia i spraw domowych.
Zdziwił się, skąd u mnie ten nagły niepokój i zapewnił, że mogę zostać tak długo, jak będę chciał. Odpowiedziałem, że coraz częściej miewam sny niespokojne, nawet podczas krótkich popołudniowych drzemek i w tych snach niepokój przeradza się w strach przed nieznanym, smutek w agresję a jasne spojrzenie w beznadzieję.
- W takim razie sprzedam, zniszczę, spalę wszystko, co łączyło mnie z przeszłym moim życiem. Boże, jak chciałbym stamtąd uciec i zburzyć za sobą mosty.
Poczułem się wasalem, zdającym się na łaskę i niełaskę seniora, biorącego mnie w opiekę, ale też będącego władnym dostosować moje nowe życie do swoich potrzeb.
- Rozumiem cię i spróbujemy, aby było ci u nas dobrze – odpowiedział.
- Będę potrzebował dużo papieru – stwierdziłem.
Nasza rozmowa, która toczyła się jeszcze z godzinę była jedną z najmniej zrozumiałych konwersacji dla tych, którzy nie mieli bladego pojęcia o mnie i niczego nie byli świadomi.
- Potrzebuję tego, wiesz, zajmę się gospodarstwem, dziećmi, zrobię wszystko, co każesz, tylko chcę mieć dużo papieru. Nie mogę bez tego żyć, a jeśli już dzięki tobie żyć będę, to … rozumiesz.
Sen spadł potem nagle i znowu spostrzegłem w nim nieuchronność losu, który kazał mi odejść jak najdalej od spraw, które dotąd wypełniały bez reszty moje życie. 

2 komentarze:

  1. -- dziwne... pierwsze zdania to przecież opis burzy jaka dzisiejszej nocy przeszła nad moim domem....a potem to już tylko Twój świat... Twoje myśli...człowieku, o którym nie mamy bladego pojęcia...Twoje wnętrze staje się jedną wielką zagadką... choć tak naprawdę człowiek do końca nie zna samego siebie, a cóż dopiero.......

    OdpowiedzUsuń
  2. smoothoperator4 czerwca 2013 00:49

    Możliwe, że to ta sama burza :-)
    To prawda, nawet dla siebie jestem zagadką, ale pewnie kiedyś uda się ją rozwikłać.

    OdpowiedzUsuń