czwartek, 30 maja 2013

33. Śpiewam sobie

Śpiewam sobie. Nie moje to pieśni, lecz przy ognisku kto by domagał się moich, skoro z pamięci utoczyć można stokroć piękniejsze. Noc grzmiąca pomrukami burzy, co zmoczyła, potargała i odeszła sobie, lecz gdzieś poza koroną lasu została i dyszy, i straszy, choć strachów się tych nie boimy, zaczerpnąwszy do ust nalewki z wiśni, a jaka królewska w smaku i konsystencji swojej lepkiej, purpurowej, słodkiej i piekącej podniebienie.
Jakoś że komary nie dokuczają. Pewnie jeszcze ich skrzydełka nazbyt wilgocią nasycone, albo też dym jałowcowy im nie w smak, lubo też posnęły, niskim ciśnieniem utrącone.
Mam ja wyrzuty sumienia, że goszczą mnie tak przykładnie, ratują od niepotrzebności istnienia mnie między nimi i w świecie całym, a ja zamiast uczestniczyć w ich życiu całą swą fizycznością, bajki opowiadam i śpiewam:

„O piękna nocy nad zwyczaj tych czasów,
Patrz na nas jasno wpośrzód tych tu lasów,
Gdzie jako pszczoły wkoło swego pana
Straż dzierżem niecąc ognie aż do rana.(…)” *

A oczy mi zwilgotniały, bo kiedy przez samego Boga opuszczony – tak się nad losem swym wzruszałem – tutaj znalazłem całkiem pokaźny zrąb duszy swojej i towarzystwo, co dzieląc mój los, miód wlewa do ust moich.
Wciąż jednak uwierzyć nie mogę, czy to realna rzeczywistość, sen, wyobrażenie, czy pragnienie wydobyte nagle na sam wierzch, a może wszystko po trosze jest i prawdą i zmyśleniem.

* toż to początkowa strofka z Pieśni XIII, księgi pierwszej mistrza Jana Kochanowskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz