Toń wody jasna – błękitu spojrzenie,
jej chłodem ciało otaczam półnagie,
wnikając w głębię, sięgam niestrudzenie
twardego dna, dalekiego od pragnień.
Zaprzęgam się tam w dole do korwety,
co skutkiem burzy szkwałem przełupiona,
jeszcze żywa, kołysze się, lecz kona;
ciągnę ją słabością ramion ascety,
Lecz w wysiłku ustaję, zaplątany
w lin oślizłych, pajęczych sieci szpony,
wrakiem się staję, na los szczęścia zdany;
jeszczem żyw, dyszę, chociam zatopiony.
Jeszcześ żyw?, to dobrze, bo żywym być trzeba..
OdpowiedzUsuńchwytać powietrze o zapachu kwiatów,
to nie takie proste dostać się do nieba
nie zebrawszy po drodze życia srogich batów...
Wiem teraz skąd sińce na „podogonie”
Usuńi czemu me plecy w pasiaki strojne,
a zresztą, co komu po moim zgonie,
gdy noce nad grobem mym tak upojne.
:-)
Co po Twym zgonie? zadajesz pytanie,
Usuńczy z oczu spłynie choć kropla bursztynu?
Czyż Ci piękniejsze nad Twym grobem łkanie,
czy lepiej powstać?-- przejść wprost do czynu...
Rany zabliźnić przyjaźnią by trzeba
sińce zatracić,biegiem dni radosnych...
TUTAJ POZOSTAĆ - nie szukać wejść do nieba
i czekać - jak zmarznięte ptaki czekają wiosny...
:)