Przebóg, czy można nie zachwycać się majowym
przedświtem, ariami słowików, których nie spostrzeżesz w gęstwinie wykluwającej
się zieleni, lecz słyszysz, jak skrzypce, wiole i oboje a fagoty mieszają się w
tym koncercie? Prawdziwa, radosna i nieustająca polifonia.
A pod drzewami olszyn, dębów, osik i brzóz
wilgotna trawa i moczysz w niej stopy podążające ku dźwiękom, ku słońcu, które
lada chwila wypełznie spod kręgu horyzontu.
Chciałoby się bez końca nieść w ramionach tę
niezwykłą przemianę nocy w dzień. Chciałoby się pochwalić tego, co stworzył ów
raj odwieczny, wyznaczany rytmem natury. I chwalę ten barokowy przepych i różnorodność.
A kiedy już płomień czerwonej gwiazdy zatoczy
pierwszy krąg, ocierając się o płaszczyznę ziemi, wtedy, o zgrozo, może stanąć
przed oczami człowiek, który jeden potrafi zburzyć Eden.
Człowiek umie płoszyć słowiki, potrafi stanąć na
przekór naturze, jest w mocy zniszczyć także obraz szczęśliwego poranka.
To niestety prawda, jeśli chodzi o niszczycielską moc człowieka. Na szczęście CZŁOWIEK może się odizolować od człowieka i w samotności słuchac tych słowiczych śpiewów i odgłosów budzącego sie dnia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
P.S. Czy zajrzałeś pod ten link, który podałam w swoim ostatnim tekście na blogu?
Długo by tłumaczyć powód, dla którego pojawił się ten mój wpis. Dość powiedzieć, że właśnie zostałem odizolowany od śpiewu ptaków. Ściślej sam się odizolowałem, albowiem nie chcę wkraczać na terytorium, na które nie chcę mieć wstępu. To bardzo zagmatwane. Zakończę stwierdzeniem, że nie wchodzę tam, gdzie mnie nie chcą. Oczywiście nie ptaki, bo one niczemu nie winne,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam