I siadłem, i okulary włożyłem tam gdzie potrzeba,
i zacząłem czytać „Paschę” Bogdana Wojdowskiego. Znalazłem tam taki fragment. Z
zazdrością nań patrzę, choć kontekst inny: getto, holocaust, zmora tragicznej
przeszłości. Wspólne jest pragnienie normalności. Niewielkie jest to, czego mi
(nam) trzeba. Niewiele tak wiele znaczy.
(…)„- Ach, żyć w takim małym, cichym miasteczku.
Cała moja młodość. Wśród samych swoich. A te mury? Niech przepadną. Nie, nie,
Korn, zamienię wszystko, co mam, na takie małe, najmniejsze życie. Do Boga tak
blisko. I Bóg też na swoim miejscu. A każdy grzech i dobry uczynek też na swoim
miejscu. I kupcy za ladą. I furmani przy konikach. Wszystko takie małe, ładne i
konieczne(…). W małej mieścinie jest mniejszy strach, mniejsze zło i nawet
diabeł mniejszy niż gdzie indziej. Taki diabeł. Diabełek, można powiedzieć.”(…)
-- przepraszam.... pozwoliłam sobie zajrzeć, ot taka zwykła babska ciekawość.... bo ten link na blogu Zgagi...
OdpowiedzUsuńNie przyjmuję przeprosin :-)
UsuńIle razy chcesz, wpadaj tutaj, o ile moja uciążliwa pisanina Cię jeszcze nie przeraziła, pozdrawiam
A bo to i prawda, że w niewielkim grajdołku wszystko człekowi bardziej przyjazne, a smuteczki mniejsze jakby...
OdpowiedzUsuńRacja, Zgago, oddałbym całe Inflanty za to, aby jeszcze umniejszyć swą przestrzeń życiową i móc cieszyć się naprawdę niewielkim,
Usuńpozdrawiam